Czwartek, wrzesień 2021. Nadszedł wielki dzień – dzień zbioru dyni! Wspólnymi siłami pakujemy ogniście pomarańczowe warzywka na pakę Wojtka (podpis do zdjęcia: poznajcie nasz najukochańszy kabriolet gospodarczy! Razem przeżyliśmy wiele przygód, o których z pewnością jeszcze usłyszycie:)) i liczymy. 1, 2, 3… godzina zero. 222 DYNIE. Szok!

Niedowierzanie! Radość! A potem znowu szok! No bo jakże to teraz wszystko przejeść? I jak sprawić, aby ten cudowny dar natury nie znudził nam się po 2 tygodniach codziennych kuchennych zmagań?




Naturalnie wyłonił się więc przed nami challenge – znaleźć możliwie jak najwięcej Sposobów na Dynię. Najchętniej dwieście dwadzieścia dwa, ale z tym zaczekajmy do końca sezonu… 😉
W trakcie mojego trwającego ok. 2 tygodnie szalenie intensywnego romansu z ognistym warzywem, rozpoczynaliśmy razem każdy dzień i pieczołowicie dokumentowałam wszystkie nasze przygody. Zaczęliśmy od bardziej oczywistych dań, takich jak np. jesienny imbirowy krem z dyni, jednak pojawiły się również bardziej egzotyczne propozycje, jak np. eksperymentalne dyniowe kluski leniwe z przepisu Misi, czy pyszna dyniowa tarta z serem pleśniowym w wykonaniu Gosi.

Muszę przyznać, że moim osobistym faworytem jest chyba jednak bohaterka dzisiejszego artykułu w wersjach na słodko. Genialnym i pożywnym umilaczem poranków była owsianka z pieczoną dynią, jednak niekwestionowanym hitem stało się ciasto dyniowe à la amerykański pumpkin pie, na które eksperymentalny przepis udało mi się spisać!


Oto on:
PLACEK DYNIOWY
- 1 duża upieczona dynia
- pół szklanki cukru
- pół szklanki mąki
- 1 jajko
- masło roztopione w rondelku, ok. 125g
- pół łyżeczki proszku do pieczenia
- pół łyżeczki sody
- imbir, cukier waniliowy, cynamon, gałka muszkatołowa (ilość w zależności od preferencji:))
- łyżka miodu
- szczypta soli

- zmieszać upieczoną w kawałkach dynię z innymi składnikami i zblendować na konsystencję gęstego puree,
- umieścić w nasmarowanej masłem formie,
- piec 10 minut w 220 stopniach, a potem 35 minut w 175 stopniach lub do czasu, aż powierzchnia placka się zarumieni i sprawdzając patyczkiem uznamy, że ciasto jest gotowe,
- po wyjęciu z piekarnika ciasto należy ostudzić, aby nieco się zestaliło – prosto z pieca będzie miało konsystencję budyniu,
- do ciasta można dodać jakieś dodatki, na przykład kremowy serek na wierzch bądź kruchy spód, jednak placek jest zdecydowanie samowystarczalny:)
Czuję, że robiąc go za pierwszym razem, byłam w wyjątkowym stanie kuchennego flow, co sprawiło, że wyszedł obłędny (co tylko potwierdza, że energia, z jaką przygotowujemy posiłki, ma bezpośredni wpływ na jego smak, a może i nawet na jego wartości odżywcze!). Ten deser chyba najlepiej smakuje w trakcie jesienno-zimowego czasu zwolnienia, jednak czuję, że tak samo dobrze sprawdziłby się na powitanie wiosny – jeśli tylko wypróbujecie nasz przepis, to koniecznie dajcie znać, jak wyszedł i ślijcie fotki na naszego Instagrama @osadzenie_permakultura ! 🙂
A tymczasem, do następnego spotkania w kuchni!
Gabi

